Mieszczuchy w drodze

kadr z filmu Via Carpatia

Via Carpatia: to marketingowo atrakcyjnie brzmiące określenie monumentalnej trasy międzynarodowej staje się w filmie Klary Kochańskiej i Kaspra Bajona synonimem drogi, jaką przemierzają bohaterowie między Warszawą a Idomeni. Piotr i Julia mieli co prawda w planach inny, nieco bardziej rozrywkowy cel podróży, ale pod wpływem nacisków matki mężczyzny podejmują się sprowadzenia do Polski pochodzącego z Syrii ojca Piotra, rzekomo przebywającego w obozie dla uchodźców na grecko-macedońskiej granicy.

Z żółwiem w podróży

Ta wyprawa nie ma szans się udać. Można tak pomyśleć, gdy już zrozumiemy, w jaki klucz wpisują twórcy swoich bohaterów. To raczej zamożni mieszkańcy stolicy, lubujący się w luksusie i mający swoje dziwaczne upodobania. Na przykład posiadanie żółwia, którego Julia zabiera w daleką podróż (zwierzę posiada oczywiście paszport), a który sprawia czasem wrażenie istoty, na której zależy jej bardziej niż na własnym mężu. Jej małżonek nie pozostaje dłużnym, traktując w podróży Julię nie jako równowartościowego partnera, lecz zło konieczne. Nie dowiadujemy się zresztą zbyt wiele o żadnym z nich. Oprócz szablonowej prezentacji nie dane są widzowi żadne wskazówki co do ich tożsamości. Via Carpatia nie sprawdza się więc jako dramat małżeński.

Wiadomo dlaczego: podróż jest długa (ponad tysiąc pięćset kilometrów), a film krótki (siedemdziesiąt pięć minut). Siłą rzeczy twórcy posługiwać się muszą ogólnikami, krzywdzącymi uproszczeniami i kliszami, umożliwiającymi jak najszybsze zarysowanie protagonistów i świata przedstawionego. Dlatego już w pierwszych minutach pojawia się kurier, który z niezadowoleniem stwierdza, iż nazwisko na przesyłce nie jest proweniencji polskiej. Chwilę później prezenter telewizyjny na jednym wydechu poda informacje o wynikach mistrzostw Europy w piłce nożnej i o kryzysie uchodźczym. Ten zabieg zostanie wykorzystany zresztą jeszcze co najmniej dwukrotnie. Nieco karykaturalna krytyka społeczna rozpoczyna się zatem ostro i pozwala zidentyfikować postawę twórców wobec prezentowanej rzeczywistości. Na szczęście reżyserzy nie brną w tę stronę i dalej drastycznie schodzą z tonu.

Kolejny stereotyp

Na szczęście, bo choć film Kochańskiej i Bajona nie jest niczym wybitnym, to zdecydowanie mogłoby być gorzej. Postać, jaką ostatecznie przyjęło to kino drogi, można uznać za subtelne i nieco pesymistyczne opowiadanie o zaangażowaniu Polski (a raczej jego braku) w rozwiązywanie problemów Europy.

Dla Piotra i Julii sytuacja ta ma charakter osobisty: chodzi o odnalezienie członka rodziny. Ale nawet w obliczu tak ważnego zadania bohaterowie nie zapominają, kim są. Dramatyczne wiadomości z obozu w Idomenii ośmieszają upartość Julii w próbach zachowania czystości w podrzędnych hotelach pozbawionych bieżącej wody. Jednak w tym wypadku przywoływanie typowych przekonań o „trzecim świecie” w odniesieniu do południa Europy wypada tutaj co najmniej niezręcznie. Twórcy próbując wpisać się w dyskurs krytykujący niechęć polskiego społeczeństwa do przyjmowania uchodźców jednocześnie stereotypizują dzikie i niezmierzone Bałkany.

Być może dla polskiego odbiorcy Via Carpatia będzie filmem niewygodnym. Julia i Piotr to nie są postaci, z którymi ktoś chciałby się identyfikować, a jednak film prezentuje ich jako synekdochiczne figury całego społeczeństwa. W jakimś stopniu jest to wstanie zadziałać, choć siła filmu pozostaje rozmyta: można odczuć, że próbuje się powiedzieć tu coś ważnego, ale owa próba ociera się jedynie o powierzchnię problemu. Stara się powiedzieć odbiorcy: nie bądź bezczynny!, ale nie wypada przekonywająco.

Polityczny element

NIe chcę ocenić tej produkcji specjalnie krytycznie: uważam ją za przeciętną, ale ciekawą próbę podjęcia się tematyki faktycznie niezbyt widocznej w rodzimej kinematografii. Moje wrażenia jednak zdecydowanie zepsuła obecność samej reżyserki. Klara Kochańska na chociebuskim festiwalu postanowiła przeprowadzić polityczną agitację. Wedle jej narracji w Polsce zupełnie nie ma osób faktycznie interesujących się losem uchodźców (w przeciwieństwie do was, cudownych Niemców, którzy poświęcacie temu całe swoje życie!), ponieważ nasz naród nie wykształcił w sobie takich mechanizmów współczucia (nie to co wy, wspaniali Niemcy, współczujący wszystkim narodom świata!), a Via Carpatia została napisana w sposób subtelny i może dla polskiego odbiorcy nieczytelny (sic!), niemalże poetycki, by… obejść PISF-owską cenzurę.

Klara Kochańska autentycznie przedstawiła siebie jako ofiarę PiS-owskiego reżimu (gdyż inny jej projekt został odrzucony, rzekomo określony przez specjalistę jako „genderowa agitka”), a film Via Carpatia to pierwszy w ogóle polski film dotyczący tematu uchodźczego („A mamy już 2019 rok!”, grzmiała z niedowierzaniem artystka). Ja, co prawda, przypominam sobie jeszcze inny, o wiele bardziej krytyczny i wymowny (Słońce, to słońce mnie oślepiło Wilhelma i Anny Sasnalów), ale nie chcę odbierać Kochańskiej jej wyimaginowanej palmy pierwszeństwa.

Może i dobrze

Kochańska wspomniała jednak także, że Via Carpatia była projektem dość spontanicznym, stworzonym w gronie przyjaciół, którzy chcieli sprzeciwić się takiemu a nie innemu stanowi rzeczy w Polsce. Kameralność produkcji faktycznie potwierdza słowa o „małym projekcie”, ale nie jest wcale taką wadą. Julia Kijowska i Piotr Borowski (prezentowani jednocześnie jako współtwórcy scenariusza) jako para ekranowa dają całkiem dobrze radę. Ich wzajemne przywiązanie z jednoczesnym zachowaniem chłodnego dystansu wypadają bardzo wiarygodnie.

Film jednak nie jest w stanie udźwignąć wszystkiego, co zamierzyli debiutujący twórcy. Pozostaje dziełem nierównym, nie do końca przemyślanym i ostatecznie mocno przeciętnym. Wydaje się, że nie będzie w stanie sprowokować żadnej ciekawej debaty swoim pojawieniem się w kinach, ale może dobrze, że w ogóle jest? Może za nim pójdą inni?

Dodaj coś od siebie!