Polacos w Ameryce Południowej

Polacos - fragment okładki

Ogromna skala przedwojennych migracji Żydów za granice Polski nie jest raczej dla nikogo zaskoczeniem. Niekoniecznie znanym pozostaje jednak fakt, w jaki sposób potoczyły się losy wielu z tych, którzy zdecydowali się na ucieczkę. Okazuje się, że dla sporej grupy migrantów życie wyglądało zupełnie inaczej niż sobie to zaplanowali. Być może też z tego powodu wywarli oni trwały wpływ na społecznościach, pośród których ostatecznie się osiedlili.

Książka Anny Pamuły Polacos. Chajka płynie do Kostaryki opowiada o pewnej licznej grupie żydowskich uciekinierów. Głównymi bohaterami jej reportażu są ci, którzy, najczęściej w drodze do Stanów Zjednoczonych, zamieszkali na Kostaryce. Pamuła opowiada ich historie. Część z tychże opowieści jest krótka, innym poświęcona jest spora część całego wywodu. Przy odrobinie samozaparcie jednak, da się z nich wyłuskać pewną topiczną przypowieść o niespełnionym amerykańskim śnie. I nie tylko o tym.

Forma a treść?

Chociaż nie powinno się w taki sposób omawiać literatury, Polacos… aż prosi się o oddzielenie tematu od sposobu jego prezentacji. Ciekawe i oryginalne wątki dotyczące losów ludzi uciekających przed antysemityzmem czy poszukujących lepszego życia za oceanem tracą swoją siłę wyrazu pod wpływem chaotycznej, niespójnej i pozostawiającej wiele do życzenia narracji. Pamuła nie próbuje zawładnąć tekstem. Pozwala, by to zdobyty przez nią materiał wziął górę nad jej obecnością.

Na modłę amerykańską sięga po formę reportażu podróżniczego, w którym autorka miałaby być centralną postacią odbywającą wyprawę do nieznanego świata. Pamuła nieustannie ujawnia się w narracji, jednak nie pozostaje w tym konsekwentna. Można odnieść wrażenie, że jej wkład w powstanie Polacos… sprowadził się wyłącznie do zapisu wszelkich zdobytych informacji. Wszelkich, bo zamieszczone fragmenty wydają się niepoddane żadnej selekcji, a Pamuła, pragnąc zachować się uczciwie wobec rozmówców, zupełnie oddała im pole do popisu. Przez to jednak lektura książki nie jest wciągająca, a momentami nawet męcząca.

Topiczna figura, o której wspomniałem, jest zatem owocem pracy intelektualnej czytelników. Reportaż sam w sobie nie robi niczego w kierunku zbudowania pewnej kategorii spajającej mnogie wątki, a przecież nie różnią się one od siebie w sposób diametralny; nie budują indywidualistycznych opowieści, broniących się jako samodzielne i niezależne jednostki.

Z drugiej strony reportaż porusza mnóstwo niebagatelnie ważnych zagadnień, wiążących się z przedwojennymi migracjami. W książce wyhaczyć można wiele zapadających w pamięć ustępów, pochodzących z wypowiedzi rozmówców autorki. Dla jednych może być to obraz Holocaustu jako obrazu puszystych foteli, w które zapadają się siedzący na nich Żydzi; dla innych kilka pytań postawionych czytelnikom przez jedną z bohaterek niemogącą zrozumieć zła i nienawiści Polaków w stosunku do Żydów. Zainteresowanie wzbudzić może także wachlarz emocji towarzyszących migrantom w stosunku do Polski – od skrajnej nienawiści w stosunku do wrogich ziem do niewypowiedzianej tęsknoty za krajem urodzenia. Za krajem, który na zawsze pozostał częścią ich tożsamości, ponieważ tytułowym słowem polacos nazwali Kostarykanie przybyszów, utożsamiając tym samym Polaków z Żydami, a Żydów z Polakami.

Polacos – nie do końca udany eksperyment

Bez dwóch zdań książka Polacos. Chajka płynie do Kostaryki to pozycja ważna, poruszająca się w kręgach wątków istotnych, zaniedbanych przez pamięć narodową, stawiająca wiele niezmiernie istotnych pytań. Tym bardziej szkoda, że autorkę przerosło zadanie i nie pokusiła się na silniej zarysowaną próbę poprowadzenia kompozycji i narracji tak, by całość nie wyglądała na kolaż składający się z wprawek stawianych amatorską, niepewną swoich literackich przekonań, ręką. Niech za usprawiedliwienie posłuży jednak młody wiek autorki, a niedoskonałości techniczne niech nie przysłonią ogromu pracy przez nią wykonanego – bo ten jest naprawdę imponujący.

Czytana przeze mnie niedawno Pani Stefa Magdaleny Kicińskiej (Czarne, 2017), nagrodzona przez kapitułę Poznańskiej Nagrody Literackiej, podobnie wzbudzała moje wątpliwości co do formy przyjętej przez autorkę. Historia Stefanii Wilczyńskiej zawarła się bowiem w dużej mierze w zamieszczonych w książce fragmentach jej korespondencji. Kicińska niemal zupełnie ukryła się za swoją bohaterką. Niemniej jednak, stawiała swoją pracą – jako reportażystka – ważne pytania, a lektura pozostawała z czytelnikiem na długo, między innymi dzięki bogatym, choć pobocznym, informacjom dotyczącym tła kulturalno-społecznego. Książka Polacos… również ma takie predyspozycje, chociaż tu pytania stawiają bohaterowie, a autorka niewiele czyni, by problematyka utworu wybrzmiała w sposób bardziej donośny.

Pozostaje poczekać i zobaczyć, czy Pamuła powróci jeszcze do reportażu i jak zaprezentuje się następnym razem. Tymczasem o Polacos. Chajka płynie do Kostaryki można powiedzieć tyle, że to książka dla osób zainteresowanych historią i losami Żydów polskich. Dla przypadkowego czytelnika lektura może nie okazać się wystarczająco pasjonującą i zajmującą lekturą.

Polacos. Chajka płynie do Kostaryki, Czarne 2017

Dodaj coś od siebie!